Aktualności
13.07.2011Promocja adopcji sprzeczna z wartościami europejskimi twierdzi Komisja Europejska
Unia Europejska nie chce wydawać pieniędzy na akcje promującą adopcje ale lekką ręką wydaje 36 mln euro na Fundusz Ludnościowy ONZ, na wspieranie od lat prowadzonej akcji regulacji urodzeń (m.in. poprzez przerywanie ciąży) w Krajach Trzeciego Świata oraz w Chinach
Komisja Europejska ustami wiceprzewodniczącej komisji Viviane Reding skrytykowała węgierską kampanię promującą adopcję.
Na terenie całego kraju Węgrzy rozwiesili plakaty na których widniało zdjęcie dziecka w łonie matki oraz hasło: Wiem, że nie jesteś jeszcze na mnie gotowa, ale pozwól mi żyć oddaj mnie do adopcji”. Była to część dużej akcji pt.: „Równowaga w rodzinie + równowaga w pracy = równowaga w świecie”.
Oprócz akcji plakatowej wprowadzono również prorodzinne zmiany podatkowe oraz system wspierania matek wracających po urlopach macierzyńskich. Program częściowo sfinansowano ze środków Unii Europejskiej, a w szczególności z funduszu Progress, przeznaczonego m.in. na walkę z dyskryminacją, wykluczeniem społecznym i nierównościami płciowymi.
Okazuje się, że akcja promująca adopcję prowadzona przez Węgrów jest „niekompatybilna z wartościami europejskimi”, jak twierdzi jedna z socjalistycznych europosłanek Sylvie Guillaume . Wydaje się nieprawdopodobne wprost, że ochrona życia ludzkiego jest według Komisji Europejskiej i kilkunastu deputowanych Parlamentu Europejskiego zła, i mija się z wartościami promowanymi w Unii. Pojawia się pytanie, jakie wartości są zgodne z duchem europejskim według Komisji – aż strach pomyśleć.
Warto się zastanowić, bo jak pisze w dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej publicysta Marek Magierowski w artykule pt.: Panika aborcjonistów „Sprawa węgierskiej kampanii może okazać się groźnym precedensem. Dopuszczalność aborcji jest i będzie przez całe lata tematem gorącej debaty, przynajmniej w niektórych krajach Europy. narastający kryzys demograficzny starego kontynentu jeszcze ten spór wyostrzy. W tej sytuacji mówienie o „niekompatybilności” antyaborcyjnego przesłania z wartościami europejskimi jest nie tylko absurdalne, ale i niebezpieczne. Narzuca bowiem opinii publicznej przekonanie, że ludzie sprzeciwiający się „prawu każdej kobiety do decydowania o własnym brzuchu” nie różnią się właściwie od neonazistów. I nie powinni – pod żadnym pozorem – dostawać z Brukseli żadnych pieniędzy. Zresztą, problem pewnie rozwiąże się sam. Jeszcze kilkadziesiąt lat promowania „wartości europejskich” a’ la Viviane Reding i Bruksela nie będzie miała od kogo ściągać podatków do swojego budżetu. Chyba że od Węgrów” .
Serdecznie zapraszamy do lektury artykułu zaprezentowanego w Naszym Dzieniku, jeszcze w czerwcu tego roku - artykuł w załączniku.